To będzie długa historia, ale zapraszam do lektury, jeśli znajdziesz czas:)
O tym, że mam niedoczynność dowiedziałam się za późno, a
może właśnie w porę?
Rocznik ‘89
Waga przed chorobą: 64 kg
Wzrost 168 cm
Na początku stycznia 2012 zaczęła mnie męczyć
bezsenność – każdej nocy usilnie starałam się zasnąć, ale kończyło się przewracaniem
z boku na bok, frustracją, bólami w klatce piersiowej i przyspieszonym pulsem.
W ciągu dnia miałam problemy z koncentracją, momenty, w których rozrywała mnie
energia (jak gdybym wypiła 3 energetyki), a zaraz potem drastycznie spadała
(mimo to nie byłam w stanie zasnąć nawet w ciągu dnia). Po 5 bezsennych miesiącach
wylądowałam w szpitalu z podejrzeniem guza przysadki mózgowej – stwierdzono u
mnie hiperprolaktynemię i wysoki kortyzol. MRI wykazało, że guza nie ma, zatem
wypuszczono mnie do domu z informacją, że to wszystko przez stres. Na TSH
powyżej 4.5 nikt nie zwrócił uwagi…
Możliwe, że to był stres – w czerwcu
miałam wylecieć do Kanady na rok. Tak wybrałam i byłam przekonana, że to
bardziej ekscytacja niż stres :) Potrzebowałam zmian w życiu i to miał być
początek czegoś nowego. Razem z dwiema przyjaciółkami wyleciałyśmy do Vancouver
zupełnie w ciemno – nie miałyśmy tam ani znajomych, ani pracy, ani mieszkania.
Zaczynałyśmy od totalnego zera, przechodziłyśmy szkołę życia w obcym kraju, prawie
na końcu świata. Kanada to raj dla ludzi, którzy uwielbiają zdrowe żywienie i
styl życia – na każdym rogu widzisz siłownie, studia jogi, sklepy spożywcze
zorientowane są na produkty organiczne. Wystarczy jeden spacer i widzisz, że
ludzie otyli to tutaj rzadkość – także ze względu na sprawny system opieki
zdrowotnej, wyższy standard życia oraz wszechobecne zaproszenie do aktywności
fizycznej i zdrowej diety:)) Razem z przyjaciółką wykorzystałyśmy to w pełni –
spacery nad oceanem, zwiedzanie, basen pod gołym niebem; naszą tłustą „polską” kuchnię zamieniłyśmy na
krewetki, łososia i warzywa. We wrześniu waga wskazała 60 kg. Wtedy też
dołączył do nas mój ówczesny partner.
Początkowo pracowałam na nocne
zmiany w hotelu jako recepcjonistka – nie działało to dobrze z zażywaniem Bromergonu
(miał pomóc mi zbić prolaktynę), po 3 miesiącach byłam wycieńczona, więc
musiałam zmienić pracę. Próbowałam szczęścia w kawiarni i cukierni francuskiej.
Gdy nadszedł ‘martwy sezon’, okazało się, że w Kanadzie wcale nie jest tak
różowo – pracodawca wysyłał Cię do domu, jeśli biznes się nie kręcił – jeżeli
brakowało klientów skutkowało to obcięciem godzin pracy i mniejszym
wynagrodzeniem. Znów stres. Jednak moja reakcja przeraziła mnie samą –
niekontrolowany płacz i załamanie. Wtedy zaczęłam też dostrzegać, że włosy
wypadają mi garściami i moje ciało robi się ‘sflaczałe’. Myślałam, że to pewnie
brak witamin i efekt zażywania antykoncepcji.
Dzięki wsparciu przyjaciółki i partnera
ruszyłam do przodu – rozwiązaniem było dla mnie znalezienie trzech różnych
prac. I tak oto stałam się technikiem farmacji, recepcjonistką i baristką w
hotelu, w którym przyjmowaliśmy gości VIPów (m.in. Meryl Streep, Daniela
Radcliffe’a):) Po drodze było wiele przygód – i tych dobrych, i złych, ale
razem daliśmy radę. W Wigilię
zaręczyliśmy się. Ostatnie pół roku w Kanadzie to
był dla mnie maraton pracy – zdarzało mi się nawet po 14 godzin dziennie.
Mieliśmy w planach wymarzoną miesięczną wycieczkę po Stanach. W tym wirze pracy
nie dostrzegłam tego jak się zmieniam – moje ciało stawało się coraz większe
(mimo, że nie zmieniłam sposobu odżywania), czułam się zmęczona (jestem osobą,
która nie toleruje narzekania - przy takim nakładzie pracy zmęczenie chyba jest
naturalne?),włosy wciąż wypadały na potęgę, a metabolizm spadł do poziomu
zerowego. Wróciły moje kłucia w klatce piersiowej, do tego dołączyło drętwienie
kończyn. Koledzy z pracy namawiali mnie, żebym skorzystała z naszej kliniki i zrobiła
sobie badania krwi, ale wolałam wydać te 100 dolarów na siłownię.
To był kwiecień 2013, waga na
siłowni: 68 kg. Przerażenie. To nie mogłam być ja. Czułam się okropnie, jakby
ktoś mnie uwięził w obcym ciele. Mimo, że próbowałam coś zmienić – ćwiczenia
nie przynosiły żadnych pozytywnych zmian, moja słaba kondycja i szybkie zmęczenie
sprawiały, że po godzinie ćwiczeń nie miałam siły na nic – a przecież czekała
mnie jeszcze praca.
W czerwcu 2013 pożegnaliśmy
Kanadę i wyruszyliśmy do Stanów, zaczęliśmy od Kalifornii i skończyliśmy w
Nowym Jorku. Takie wyjazdy to nie najlepszy pomysł dla nieświadomie
niedoczynnych – stołowaliśmy się przeważnie w knajpkach, a sami wiecie jak
zdrowe jest amerykańskie jedzenie. Pewnego ranka w NYC znów ogarnęła mnie
panika – obudziłam się i zobaczyłam przed sobą ogromne, tłuste nogi –
przynajmniej 2 razy większe niż te, które miałam kiedyś. Mój partner zapewniał
mnie, że dla niego wciąż jestem najpiękniejszą kobietą na świecie.
Mimo tego, co nastąpiło później wciąż uważam te wspomnienia za jedne z najlepszych w moim życiu. Tutaj właśnie kończy się ten dobry rozdział. Powrót do Polski – mama od razu wysłała mnie na wyniki, TSH 8.5, waga 71 kg. Niedoczynność tarczycy. Wizyta u endokrynologa dopiero w październiku. Nie wiedziałam, że Euthyrox może przepisać mi nawet lekarz rodzinny. Pani doktor zaleciła mi dawkę pół 25 i zdrowe odżywianie – nie zagłębiała się w szczegóły („poszuka pani w Internecie, aha no i można poćwiczyć”). Nie wiedziałam co mnie czeka. Został mi ostatni rok studiów, ale marzyło nam się obojgu, że zaczniemy jeszcze studiować tłumaczenia. (Nie)stety, tylko ja się dostałam. Wiedziałam, że będzie ciężko – 2 kierunki, cały dzień na uczelni plus masa pracy w domu. Myśl o siłowni po prostu odrzuciłam, chciałam jak najwięcej czasu spędzić z ówczesnym narzeczonym.
Wtedy podpatrzyłam, że moja
młodsza siostra Kinga ćwiczy z Ewą Chodakowską. Początkowo miałam sceptyczne
podejście – to pewnie kolejna sezonowa gwiazda, którą zresztą szeroko
krytykowano za to, że źle demonstruje ćwiczenia. Jednak kiedy zaczęłam ćwiczyć
z Kingą trening 6 minut po trzy razy w tygodniu, zauważyłam, że moja kondycja
się poprawia. Po miesiącu ćwiczeń i
przyjmowaniu Euthyroxu moja waga wskazała 73kg. Załamałam się. Jednak dalej
ćwiczyłam, teraz 4 razy w tygodniu, dołączyłam do tego Skalpel. Z braku czasu i
silnego stresu, którego wtedy doświadczałam, nie przyjrzałam się swojej diecie.
Mój partner stracił zainteresowanie tym co się
ze mną dzieje. Gdy wracał do domu, kierował się od razu do monitora. Później
dowiedziałam się dlaczego. 3 kolejne
miesiące to tylko kłótnie, próby negocjacji (czy w ogóle można negocjować nad
brakiem lojalności i wsparcia)? Żałuję tylko, że to tak długo trwało i że nie skończyło się w cywilizowany sposób:] Przez telefon,
siedząc w pubie powiedział mi, że „od dawna nie widzi we mnie kobiety i kocha
mnie jak siostrę”. Przez pierwszy moment zastanawiałam się czy sam na to wpadł,
czy może to ona mu to podpowiedziała. Później
to już nie miało znaczenia, w tamtym momencie dla mnie umarł.
fot.studi8 |
Moje wyniki wskazywały na silną anemię--nie mogłam spać, jeść, pić… Zemdlałam na schodach. Za wszelką cenę chciałam pokazać wszystkim, że jestem silna i świetnie poradzę sobie sama. Ale psycholog podpowiedziała mi, że mam prawo do żałoby. Mam prawo do przejścia wszystkich etapów – szoku, niedowierzania, smutku, ale wreszcie ukojenia i akceptacji. Byłam gdzieś pomiędzy drugim a trzecim etapem, kiedy stwierdziłam, że moje ciało też musi wyjść z tego zwycięsko.
Wtedy zrobiłam sobie detoks, o którym
Wam wspominałam – dietę owocowo-warzywną, jednak trochę oszukiwałam. Przez dwa
tygodnie, zaczynałam dzień od Euthyroxu (teraz zwiększonego do dawki 50), potem wyciskanym
sokiem z pomarańczy, grejpfruta i pietruszki. Kolejne posiłki to były
przeważnie surowe warzywa, zupy, leczo, sałatki. Bardzo chciałam wrócić do
ćwiczeń, dlatego do moich owocowo-warzywnych kompozycji dodawałam stopniowo
twarożek, jogurty, pieczywo pełnoziarniste, chude mięso, ryby i jaja.
Wprowadziłam zdrowe żywienie. Zmieniłam częstotliwość posiłków z 2-3 do 5 razy
dziennie.
Rano, swoje ’30 minut po Euthyroxie’ przeznaczałam na przygotowanie
lunchu na uczelnię – przeważnie były to sałatki warzywne z moim ulubionym
awokado plus jogurt z otrębami. Znalazłam swoje naturalne chipsy- zaczęłam
wcinać błonnik, gdy tylko złapał mnie ‘mały głód’. Jeśli chodzi o ćwiczenia, do
Skalpela, 6-minut, dołączyłam Skalpel II i Killera. Po każdym treningu
dodawałam jeszcze 10 minutowe ćwiczenia na różne partie ciała np. Mel B,
Tiffany Rothe. Zapisałam się na siłownię
i na zajęcia fitness (płaski brzuch, step, jędrne pośladki, stretching). Dbałam
o to, żeby ćwiczyć 5 razy w tygodniu – za każdym razem coś innego. Zaczęłam
zauważać zmiany na wadze, w marcu ważyłam już 60 kg, a moje TSH spadło do
3.2!!!
Dzięki rodzinie i przyjaciołom,
którzy nigdy nie kwestionowali mojej wartości i wspierali mnie w walce o
zdrowie, obrałam dobry kierunek – nie oglądałam się już za siebie, pokochałam
nową osobę, którą się stałam i podniosłam standardy – nie tylko jeśli chodzi o
nowego partnera, ale także o to ile wymagam od siebie. W momencie kiedy
zaczęłam zauważać efekty swojej pracy, wiedziałam, że nie mogę na tym
poprzestać. Tarczyca lubi się buntować, jeśli przyzwyczaisz ją do aktywności
fizycznej, a później odpuścisz, odpłaci Ci się pięknym za nadobne w postaci dodatkowych kilogramów. Przestałam
to traktować jako wyrok, tylko właśnie jako motywację. Obecnie wciąż ćwiczę z
Ewą, ale teraz tylko Killer i Turbo spalanie (Skalpel wydaje mi się za lekki), 4-5
razy w tygodniu biegam na siłownię, gdzie około 30-40 minut przeznaczam na
cardio i 45 minut na trening siłowy (pompuję pupę squatami z ciężarkami, pracuję
nad ramionami i brzuchem), jeżdżę dużo rowerem i spaceruję. Polecam też basen:)
Robię to nie dlatego, że chcę jeszcze schudnąć ( obecnie ważę 58 kg i niech tak
zostanie, chcę czuć się kobieco), ale dlatego, że wciąż czuję potrzebę pracy
nad sobą i aktywność fizyczna to moja recepta na szczęście. Na dzień dzisiejszy
moje TSH wynosi 1.2.
Czy jeszcze potrzebuję walidacji?
Nie. Widzę facetów, którzy oglądają się za mną, słyszę komplementy, ale reaguję
na to tylko uśmiechem myśląc sobie „gdybyście tylko wiedzieli ile mnie to
kosztowało…” Walka z niedoczynnością tarczycy wymaga Twojej cierpliwości i
pracy. Zdrowa osoba zaobserwuje zmiany na swoim ciele po 4 tygodniach ćwiczeń.
U nas nie ma na to reguły, może to właśnie magiczne 4 miesiące tak jak u mnie?
Na pewno przyjdzie taki moment, że będziesz chciał się poddać, bo nie widzisz
efektów. Nie rób tego. Nie chcesz zaczynać od nowa! Daj sobie czas, bądź
systematyczny i przyjrzyj się temu co jesz. Rozpisz sobie treningi. Jeżeli
wciąż dokuczają Ci objawy niedoczynności – ospałość, wypadanie włosów,
zaparcia, spowolniony metabolizm, sucha skóra – koniecznie odwiedź endokrynologa
i poproś o zwiększenie dawki. Jestem z Tobą, kibicuję i czekam na efekty:)
Wiem, że wiele/wielu z Was doznało odrzucenia przez niedoczynność, macie
wrażenie, że Wasze życie zmieniło się nieodwracalnie. Zawsze możecie obrócić to
w coś dobrego. Czekam na Wasze historie i życzę Wam niskiego TSH!:) Patrzymy tylko przed siebie!
jesteś wspaniała. z całego serca gratuluję. jak będę mieć dostęp do internetu dłuższy, podeślę moją historię. ściskam!
OdpowiedzUsuńDaria ,pieknie napisalas,musimy koniecznie spotkac sie ,jak bedziesz w Naszym miasteczku:)
OdpowiedzUsuńBuziaki od Nas,Ewa I Hania:)
Bardzo chętnie:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię Dario i gartuluję z całego serca! :) Cieszę się, że trafiłam na Twój blog i mam nadzieję, że ruszę w końcu dupsko i zacznę iść w Twoje ślady :)
OdpowiedzUsuńTa motywacja! :) dzięki za prezent na imieniny :*
OdpowiedzUsuń